Molier napisał Mizantropa w 1666 roku. Gdyby na spektakl w
Teatrze im. Wilama Horzycy poszedł ktoś, kto nie wiedziałby nic o dramacie i
jego twórcy, z pewnością mógłby uznać utwór za współczesny. Po tym poznajemy
prawdziwych mistrzów, prawda? Ich dzieła są zawsze aktualne.
W takim odbiorze bardzo pomógł przekład prozą Jana Kotta.
Wiersz nie spełniłby tego zadania, inscenizacja stałaby się sztuczna i
niespójna. Dzięki Bogu za Kotta. Reżyser, Norbert Rakowski, wiedział co robi.
Spektakl był dobrze przemyślany. Scenografia była bardzo oszczędna. Na białej
podłodze stały pojedyncze białe krzesła, fotele-poduszki i nowoczesne meble.
Przed sceną ustawiono niższy postument, na którym czasem zasiadał główny
bohater, Alcest. Taka przestrzeń sprawiła, że większa odpowiedzialność
spoczywała na aktorach. Jak zwykle w zespole Horzycy to nie był problem.
Główna rola przypadła Maciejowi Raniszewskiemu. Już od jakiegoś
czasu jego twarz reklamuje spektakl w całym mieście. Na pewno niektóre kobiety
z widowni chętnie zabrałyby ze sobą taki plakat do domu. Nie można się więc
dziwić, że Alcest podoba się trzem bohaterkom. Bo raczej nie skłania ich do
tego jego trudny charakter, skłonność do mówienia wszystkim w twarz, co myśli.
Raniszewski stworzył rolę dramatyczną, nie komediową. Alcesta dławi konflikt
wewnętrzny pomiędzy surowymi zasadami moralnymi a miłością do kobiety, która
takich zasad nie ma.
Celimenę zagrała kolejna młoda aktorka – Julia Sobiesiak,
która dała się poznać toruńskiej publiczności od najlepszej strony w roli Dory
w inscenizacji „Witaj, Dora”. Celimena jest zupełnie odmienną postacią. Różni
się też bardzo od samej odtwórczyni. Jest krzykliwa, uwodzicielska, beztroska i
bezczelna.
Jej przeciwieństwem w dramacie jest Elianta. Bardzo łatwo w
takim przypadku popaść w czarno-biały schemat. Jednak Rakowski miał wspaniały
pomysł na tę postać. Grała ją Matylda Podfilipska. Elianta stała się
zrozpaczoną, nieszczęśliwie zakochaną kobietą, która pocieszenia szuka w
alkoholu. Kocha Alcesta, ale on związany jest z jej kuzynką, którą Elianta lubi, co sama przyznaje.
Wydaje się, że rozbawiać miał również Arkadiusz Walesiak w
roli Akasta, lecz według mnie był nieco za bardzo przerysowany. Jedna ze scen
sugerowała, że bierze on narkotyki. Mimo to jego nieskoordynowane ruchy,
nerwowy śmiech, popisywanie się szybko mogły się znudzić. Zaciekawił mnie za to
Tomasz Mycan, sceniczny Klitandr, w roli odmiennej niż zwykle. Jego bohater był
przeciwieństwem Akasta – wycofany, oszczędny w słowach i gestach, pozujący na
człowieka tajemniczego.
Spektakl bardzo ubogacało wykorzystanie chwytu „teatr w
teatrze”. Widownię ustawiono z dwóch stron, scena była nią otoczona. Nie zawsze
to się sprawdzało, bo ciężko jest grać w dwie strony. Głos gorzej się niósł,
często trzeba było oglądać aktorów odwróconych plecami. Ale na początku sztuki
z ust Oronta padły słowa „Najlepsi aktorzy siedzą na widowni.” To zwraca nam
uwagę na fakt, że wszyscy gramy, czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Aktorzy, gdy nie są na scenie, nie ukrywają się w kulisach. Siedzą na boku
przed manekinami. Czasem korzystają z toaletek i poprawiają swój wygląd. Każdy
z nas może się więc zastanowić, w jakim stopniu sam kreuje siebie. Ile prawdy o
sobie pokazuje światu, a jaka część z nas to tylko teatralny kostium i maska? Co
więcej – często je zmieniamy w zależności od tego, z kim przebywamy. Niczym
gombrowiczowskie gęby!
Po czyjej stronie leży racja? W tej inscenizacji nie możemy
nie współczuć Alcestowi i nie potępiać Celimeny. Zwycięzcami okazują się jednak
Elianta i Filint. To oni mają szansę na miłość, bo są pomiędzy. Nie wyrzekają
się ludzi w imię źle pojmowanej szczerości ani nie oszukują dla własnych
korzyści. Nie udają kogoś innego. Ich uczucia nie są wystawiane na pokaz. Może
to jest klucz do szczęścia? Żyć własnym życiem, dzielić się nim tylko z
najbliższymi.
Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu
Mizantrop Moliera
Reżyseria i opracowanie muzyczne: Norbert Rakowski
Scenografia: Janusz Mazurczak
Kostiumy: Justyna Gwizd
Projekcje: Rafał Turski
Premiera: 29 marca 2014
Jola Ronowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz