Z okazji Światowego Dnia Książki wszystkim osobom odwiedzającym naszego bloga życzymy, aby książki były tańsze i abyście mieli jak najwięcej czasu na czytanie tego, na co macie ochotę!
środa, 23 kwietnia 2014
piątek, 4 kwietnia 2014
"Najlepsi aktorzy siedzą na widowni"
Molier napisał Mizantropa w 1666 roku. Gdyby na spektakl w
Teatrze im. Wilama Horzycy poszedł ktoś, kto nie wiedziałby nic o dramacie i
jego twórcy, z pewnością mógłby uznać utwór za współczesny. Po tym poznajemy
prawdziwych mistrzów, prawda? Ich dzieła są zawsze aktualne.
W takim odbiorze bardzo pomógł przekład prozą Jana Kotta.
Wiersz nie spełniłby tego zadania, inscenizacja stałaby się sztuczna i
niespójna. Dzięki Bogu za Kotta. Reżyser, Norbert Rakowski, wiedział co robi.
Spektakl był dobrze przemyślany. Scenografia była bardzo oszczędna. Na białej
podłodze stały pojedyncze białe krzesła, fotele-poduszki i nowoczesne meble.
Przed sceną ustawiono niższy postument, na którym czasem zasiadał główny
bohater, Alcest. Taka przestrzeń sprawiła, że większa odpowiedzialność
spoczywała na aktorach. Jak zwykle w zespole Horzycy to nie był problem.
Główna rola przypadła Maciejowi Raniszewskiemu. Już od jakiegoś
czasu jego twarz reklamuje spektakl w całym mieście. Na pewno niektóre kobiety
z widowni chętnie zabrałyby ze sobą taki plakat do domu. Nie można się więc
dziwić, że Alcest podoba się trzem bohaterkom. Bo raczej nie skłania ich do
tego jego trudny charakter, skłonność do mówienia wszystkim w twarz, co myśli.
Raniszewski stworzył rolę dramatyczną, nie komediową. Alcesta dławi konflikt
wewnętrzny pomiędzy surowymi zasadami moralnymi a miłością do kobiety, która
takich zasad nie ma.
Celimenę zagrała kolejna młoda aktorka – Julia Sobiesiak,
która dała się poznać toruńskiej publiczności od najlepszej strony w roli Dory
w inscenizacji „Witaj, Dora”. Celimena jest zupełnie odmienną postacią. Różni
się też bardzo od samej odtwórczyni. Jest krzykliwa, uwodzicielska, beztroska i
bezczelna.
Jej przeciwieństwem w dramacie jest Elianta. Bardzo łatwo w
takim przypadku popaść w czarno-biały schemat. Jednak Rakowski miał wspaniały
pomysł na tę postać. Grała ją Matylda Podfilipska. Elianta stała się
zrozpaczoną, nieszczęśliwie zakochaną kobietą, która pocieszenia szuka w
alkoholu. Kocha Alcesta, ale on związany jest z jej kuzynką, którą Elianta lubi, co sama przyznaje.
Wydaje się, że rozbawiać miał również Arkadiusz Walesiak w
roli Akasta, lecz według mnie był nieco za bardzo przerysowany. Jedna ze scen
sugerowała, że bierze on narkotyki. Mimo to jego nieskoordynowane ruchy,
nerwowy śmiech, popisywanie się szybko mogły się znudzić. Zaciekawił mnie za to
Tomasz Mycan, sceniczny Klitandr, w roli odmiennej niż zwykle. Jego bohater był
przeciwieństwem Akasta – wycofany, oszczędny w słowach i gestach, pozujący na
człowieka tajemniczego.
Spektakl bardzo ubogacało wykorzystanie chwytu „teatr w
teatrze”. Widownię ustawiono z dwóch stron, scena była nią otoczona. Nie zawsze
to się sprawdzało, bo ciężko jest grać w dwie strony. Głos gorzej się niósł,
często trzeba było oglądać aktorów odwróconych plecami. Ale na początku sztuki
z ust Oronta padły słowa „Najlepsi aktorzy siedzą na widowni.” To zwraca nam
uwagę na fakt, że wszyscy gramy, czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Aktorzy, gdy nie są na scenie, nie ukrywają się w kulisach. Siedzą na boku
przed manekinami. Czasem korzystają z toaletek i poprawiają swój wygląd. Każdy
z nas może się więc zastanowić, w jakim stopniu sam kreuje siebie. Ile prawdy o
sobie pokazuje światu, a jaka część z nas to tylko teatralny kostium i maska? Co
więcej – często je zmieniamy w zależności od tego, z kim przebywamy. Niczym
gombrowiczowskie gęby!
Po czyjej stronie leży racja? W tej inscenizacji nie możemy
nie współczuć Alcestowi i nie potępiać Celimeny. Zwycięzcami okazują się jednak
Elianta i Filint. To oni mają szansę na miłość, bo są pomiędzy. Nie wyrzekają
się ludzi w imię źle pojmowanej szczerości ani nie oszukują dla własnych
korzyści. Nie udają kogoś innego. Ich uczucia nie są wystawiane na pokaz. Może
to jest klucz do szczęścia? Żyć własnym życiem, dzielić się nim tylko z
najbliższymi.
Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu
Mizantrop Moliera
Reżyseria i opracowanie muzyczne: Norbert Rakowski
Scenografia: Janusz Mazurczak
Kostiumy: Justyna Gwizd
Projekcje: Rafał Turski
Premiera: 29 marca 2014
Jola Ronowska
czwartek, 3 kwietnia 2014
"Między snem a jawą - świat przedstawiony „Upiora Opery” Gastona Leroux"
W literaturze
europejskiego modernizmu często przedstawiane są jednostki nie mogące wpisać
się w ogólnie przyjęte ramy społeczne. Przykładem powieści, w której
przedstawiona została tego typu postać, jest Upiór Opery autorstwa Gastona Leroux. Wydawana w latach 1909-1910
opowieść to historia Erika- jednostki wyrzuconej przez społeczeństwo na
margines i zamieszkującej podziemia
Opery Paryskiej. Geniusz rozwija się, ale idzie w swoim rozwoju w kierunku zła,
bo na nic innego nie pozwala jego sytuacja. Jest więźniem nietolerancji – braku
przyzwolenia przez większość na jego inność (objawia się ona w oszpeconej
twarzy). Jedyne, co Erik może wzbudzić, ujawniając się, to litość. Nad nią
przeważa jednak strach i wynikająca z niego bezwzględność. One każą mu zniknąć
z życia i występować w roli strasznego ducha ciążącego nad całą Operą jak
klątwa. Gaston Leroux stosuje w swojej powieści symbol maski. Ma on dwojakiego
rodzaju charakter. Po pierwsze zakrywa brzydotę Erika, a po drugie ukazuje jego
ukrycie przed światem. Dramat jednostki, brak zrozumienia i ogromne cierpienie
– oto główne tematy książki. Erik, nazywany przez wszystkich Upiorem
Opery, z miłości do Krystyny Daae popełnia zbrodnie. Tak naprawdę do końca nie
wiemy, czy jest to postać z naszego świata- możemy go uznać za jednostkę o
niejasnym statusie ontologicznym. Nikt nie
kwestionuje jego istnienia, choć przeczy to rozumowi. Bohater manipuluje
wszystkimi ludźmi ze swojego otoczenia, sprawiając, że uważają go oni za
prawdziwego ducha. Jest on tak naprawdę człowiekiem nieszczęśliwym i zamkniętym
w sobie. Później okazuje się, że Upiorem jest tylko człowiek. Jednak
wykorzystywane przez niego tajemne przejścia i stosowanie sztuczek sprawiają,
że czytelnicy mogą uznać go za postać ze świata nienaturalnego. Nie jest do
końca pewne, w jaki sposób jego głos i muzyka oddziaływały na młodą śpiewaczkę.
Być może była bardzo wrażliwa, ale czy
aż tak: „Widziałem, jak wpadałaś w ekstazę na dźwięk głosu! (…) Dlaczego twarz
ci promieniała, jakbyś rzeczywiście słyszała anielski śpiew?[1]”?
Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na kontrast różnicujący postać Erika z jego
muzyką. Brzydota ciała została przeciwstawiona pięknu artystycznemu jednostki.
Mimo szpetnego ciała bohater jest jednostką wrażliwą emocjonalnie:
Głos nie odpowiedział, ale naraz usłyszałam cudowną
melodię, tak dobrze mi znaną. Była to Skarga Łazarza, smętne łkanie na
skrzypcach mojego ojca! W pokoju dźwięczała ta sama melodia, pod której urokiem
staliśmy na cmentarzu w Perros. A potem rozbrzmiał radosny zew życia i Głos
wreszcie się odezwał śpiewając: „Pójdź! I we mnie wierz” Kto we mnie wierzy,
ożyje! Pójdź! Kto we mnie uwierzył, nie umrze!”.[2]
Upiór próbuje tworzyć swój wizerunek na podobieństwo
Boga. Koniec cytatu przypomina słowa Jezusa zawarte w Biblii. Relacja z
Krystyną opiera się na zasadzie mistrz-uczennica. Tylko podążając za
wskazaniami opiekuna, bohaterka może uzyskać pełnię artystycznego piękna. Według
Upiora, który kreuje swój wizerunek na obraz anioła, idealna muzyka może zostać
stworzona wtedy, jeśli młoda artystka wypełni nakazy nauczyciela. Taką samą
sytuację znajdujemy w Nowym Testamencie, gdzie zostały przedstawione dzieje
Chrystusa i jego uczniów. Krystyna powinna czcić Erika i wprowadzać w życie jego nauki.
Zachowanie Upiora, motywy jego działania,
jak i wygląd, czynią go istotą znacznie różniącą się od ludzi. Próbuje on za
wszelką cenę podporządkować sobie innych, stosując w tym celu magiczne
sztuczki, które poznał w trakcie pobytu w Azji. Zmyślnie skonstruowany
labirynt-pułapka ujawnia również zmysł konstrukcyjny bohatera. Bardzo kocha on Krystynę
Daae, choć bez wzajemności. Mimo to zmusza ją, aby wyszła za niego. Autor
pokazuje w tym momencie jego desperację
i egoizm.
Powieść Leroux wpisuje się w ramy prądu
zwanego neoromantyzmem. Dostrzegalną od razu jego cechą jest nieszczęśliwa
miłość. W tajemniczym świecie Upiora dzieją się rzeczy na pozór irracjonalne,
które mogą sprawić wrażenie sennego koszmaru. Oniryzm ujawnia się w słowach
Krystyny: ,,Czy ja znów śnię?". Cały świat przedstawiony został stworzony przez pisarza w sposób łączący realizm z fantastyką (choć tylko na pozór-
wkrótce zostanie to wyjaśnione). Z jednej strony widzimy zwykły, codzienny
świat, czyli Operę Paryską i jej otoczenie. Inaczej wygląda królestwo Upiora-
podziemia. W tym momencie warto przytoczyć cytat:
W świetle rozrzuconych tu i ówdzie światełek Raoul
oglądał maleńką tylko cząstkę tej otchłani, jaką są podziemia Opery, liczące
pięć pięter. Szczodrze zaopatrzono je we wszelkiego rodzaju kołowroty, bębny,
dźwignie, które służą do ustawiania dużych dekoracji i błyskawicznego
zmieniania ich, pozwalają nagle znikać baśniowym postaciom. (…) Z podziemi
wyłania się szatan i w podziemiach przepada. Stamtąd dobywają się piekielne
ognie.[3]
Jak widzimy, kreacja przestrzeni tworzy
atmosferę grozy. Niejasności w jej postrzeganiu mogą się brać z tego, że nie wiemy, czy
jest to sen czy jawa. Dodatkowo jeszcze Upiór skonstruował pułapki sprawiające
wrażenie nie z tego świata:
Wtedy to przeżyłem spotkanie ze strzegącą dostępu do
tego miejsca syreną, której urok omal nie doprowadził mnie do zguby. Oto ledwie
odbiłem od brzegu, gdy w otaczającej mnie ciszy rozległo się jakby melodyjne
tchnienie. Szło od wody, wznosiło się, otaczało mnie ze wszystkich stron,
przesuwało się razem ze mną. Nie miałem pojęcia, skąd się dobywa, ale było tak
urokliwe, że wcale się nie bałem.[4]
Pisarz
odniósł się tutaj do zjawiska obecnego przede wszystkim w romantyzmie-
gotycyzmu. Charakterystyczne zimne kolory, zbrodnie tu popełniane i ciemność
sprawiają, że czytelnik wczuwa się w rozgrywaną akcję. Podziemia przypominają
lochy starego, średniowiecznego zamczyska[5]. Z
początku można stwierdzić, iż jest to piekielna wizja, ale po gruntowniejszym
spojrzeniu elementy te możemy śmiało ulokować w kontekście rzeczywistym. Upiór,
poznawszy na Dalekim Wschodzie różne sztuczki, sprawia, że tortury odbijają się
na psychice poszczególnych bohaterów.
Kolejnym argumentem świadczącym o silnym
wpływie epoki jest kreacja Erika jako bohatera romantycznego. Nie poddaje się
on biernie biegowi wydarzeń, ale skrupulatnie wypełnia zamierzone cele. Mimo to
odczuwa ból świata wiążący się z degradacją
społeczną. Skrajna indywidualność, nieszczęśliwa miłość i przedstawione wyżej
cechy prowadzą do konkluzji, że Erik jest w pewnym stopniu romantycznym
bohaterem typu bajronicznego[6].
Na zakończenie rozważań nad tą powieścią
warto zwrócić uwagę na kompozycję utworu. Już na wstępie dowiadujemy się, iż
dzieło ma charakter reportażowy. Pisarz przedstawił wydarzenia po wcześniejszym
zebraniu informacji (rozmawiał między innymi z Persem). Dzięki takiemu
zabiegowi przedstawione zajścia nie do końca mogą zgadzać się z faktami.
Czytelnik musi krytycznie spojrzeć na ten utwór i odpowiedzieć sobie na
pytanie, co tak naprawdę jest prawdą, a co fałszem?
[1] Leroux
G., Upiór Opery, Warszawa 1990, s.
73.
[2] Ibidem,
s. 85.
[3] Ibidem,
s. 141.
[4] Ibidem,
s. 148-149.
[5] Vide:
Paczkowska B., Gotycyzm, w: Słownik literatury polskiej XIX wieku,
pod red.: Bachórza J., Kowalczykowej A., Wrocław 1994, s. 323-325.
[6] Vide:
Treugutt S., Bajronizm, w: Słownik literatury polskiej XIX wieku,
pod red.: Bachórza J., Kowalczykowej A., Wrocław 1994, s. 70-71.
Maciej Kaźmierkiewicz
Subskrybuj:
Posty (Atom)