niedziela, 22 czerwca 2014

Mistrzostwa romantyzmu i pozytywizmu - fotorelacja


Otwarcie sympozjum przez prof. dr hab. Grażynę Halkiewicz-Sojak
Jakub Osiński w czasie swojego wystąpienia

Jola Ronowska i Maciej Kaźmierkiewicz - przewodnicząca i wiceprzewodniczący Dziewiętnastowiecznych

Prof. dr hab. Ewa Owczarz

Katarzyna Czernic w czasie swojego wystąpienia

Kamil Szczepanik w czasie jednego ze swoich wystąpień

Spojrzenie ogólne

piątek, 20 czerwca 2014

Mistrzostwa romantyzmu i pozytywizmu

12 czerwca 2014 r. odrodziła się zapomniana w ostatnich latach tradycja. W Sali Kolankowskiego odbyły się mistrzostwa romantyzmu i pozytywizmu. O 10:00 prof. dr hab. Grażyna Halkiewicz-Sojak oficjalnie otworzyła sympozjum i wręczyła nagrody autorom najlepszych w tym roku prac zaliczeniowych. Następnie głos oddano już mistrzom. W części romantycznej mogliśmy posłuchać o Fauście Goethego w zwierciadle Irydiona i Nie-boskiej komedii Krasińskiego, ale także o nieporównanie mniej znanych utworach Michała Budzyńskiego czy Józefa Łapsińskiego. Część pozytywistyczną zajęły za to rola kobiet w prozie Sygietyńskiego i kwestie pedagogiczne w Braciach Tatarach Dygasińskiego. Dyskusja po wszystkich wystąpieniach nie należała może do najburzliwszych, za co odpowiadało jednak zrozumiałe pod koniec semestru ogólnouczelniane sesyjne zmęczenie. Obrady zamknięto zgodnie z planem – co do minuty – o 12:10.
Jak podkreślała, prof. Halkiewicz-Sojak, wielu uczestników romantycznych i pozytywistycznych mistrzostw sprzed lat, zostawało później doktorantami i robiło kariery naukowe. A zaczynało się od pracy zaliczeniowej z literatury romantyzmu czy pozytywizmu odczytanej w toruńskim Maiusie. Parafrazując słowa Goethego, zaczyna się nowa era w historii polonistyki, a Dziewiętnastowieczni mogą powiedzieć: my tam byliśmy!

Kamil Mikietyński

Nagrody pierwszego stopnia:

Marta Baszewska, Romantyczny topos więźnia. Więzień samotny Michała Budzyńskiego

Jakub Osiński, Faust Johanna Wolfganga von Goethego w zwierciadle Nie-boskiej komedii oraz Irydiona Zygmunta Krasińskiego

Kamil Szczepanik, Interpretacja sonetu Nieznajomy Józefa Łapsińskiego

Katarzyna Czernic, W podwójnym uścisku - o postaciach kobiet w Na skałach Calvados Antoniego Sygietyńskiego

Kamil Szczepanik, Złe wychowanie - czyli jak pedagogika przenika się z literaturą w noweli Adolfa Dygasińskiego pt. Bracia Tatarzy

Nagrody drugiego stopnia:

Marta Arentewicz, Życie w szkatułce zamknięte. Analiza i interpretacja utworu Panna Antonina Elizy Orzeszkowej

Dagmara Grzywińska, Na pograniczu Bolesława Prusa. Czy wybitny pisarz jest antysemitą?

Klaudia Przymirska, Analiza i interpretacja utworu Aleksandra L. Dunin-Borkowskiego pt. Kochałem

Wyróżnienia:

Sylwia Ciesielska, Analiza i interpretacja utworu Tomasza Augusta Olizarowskiego pt. Los mój

Katarzyna Czernic, Nieromantyczny sonet Józefy Prusieckiej Wolę nisko

Kinga Robak, Postać starej panny w Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej i Emancypantkach Bolesława Prusa

Nagrody przyznawały komisje obradujące w składzie:

prof. dr hab. Grażyna Halkiewicz-Sojak
prof. dr hab. Maria Kalinowska
prof. dr hab. Ewa Owczarz
dr Paulina Abriszewska
dr Bogna Paprocka-Podlasiak
dr Mirosława Radowska-Lisak 

Wyjazd do Gdyni

Zdjęcie okładki programu
Na plaży

Przed spektaklem

Muzyka gra na uczuciach

Po ciężkim przedsesyjnym tygodniu, gdy dzień się już był wyniósł dawno, a słońce świeciło wesołe i palące, postanowiliśmy wybrać się nad morze.
Gdynia. Pół godziny do spektaklu. Niektórzy pobiegli na plażę, żeby zrobić parę zdjęć. Tłum przed wejściem. Odebraliśmy swoje bilety, posłuchaliśmy narzekań paru osób na wylosowane przez siebie miejsca na widowni i wspiąwszy się po schodach, usiedliśmy na balkonie.
Na czarnej scenie leżało kilkanaście białych worków. Zgasły światła. Rozbrzmiała muzyka. Zza kulis wybiegli chłopi, załadowali worki na wozy, gdzieś je zwieźli i zaczęli tańczyć i śpiewać.
Przed naszą gdyńską wyprawą, trudno mi było wyobrazić sobie, w jaki sposób czterotomową powieść, którą w liceum męczyło się przez kilka miesięcy i najczęściej rezygnowało w połowie Jesieni, można było przerobić na porywający musical. Jak jednak pisał reżyser spektaklu, Wojciech Kościelniak: „powieść Chłopi aż kipi od polskiej wspaniałej ludowej muzyki. Mieni się kolorami barwnych kostiumów i fantastycznych tańców”. Teraz wydaje mi się to oczywiste. Z tekstu Reymonta wydobyto to wszystko i przeniesiono na scenę z prawdziwym mistrzostwem. Wiele fragmentów wpada w ucho, zapamiętuje się je, a po powrocie z teatru ma ochotę wysłuchać jeszcze przynajmniej parę razy z nagrań umieszczonych w Internecie.
Chłopi Reymonta to dokument socjologiczny, ale także znakomite studium psychologiczne. Porządek życia lipeckich chłopów wyznaczają natura i religia. Najważniejszą osobą we wsi zdaje się nie dziedzic, nie wójt ani nawet nie Boryna – tylko ksiądz przechadzający się po całej scenie, napominający swoich parafian i gromiący ich z trochę groteskowo wyglądającej ambony na kółkach.
Weselno-jarmarczny, sentymentalny, w końcu także dekadencki – tak można by w skrócie określić gdyńskich Chłopów. Skoczne ludowe tańce mieszają się tu z ciężką pracą, weselny przepych z żebraczą biedą. Po spokojnym Cicho… ciepło… sennie pojawia się żywe Na jarmarku w Tymowie, a później jeszcze smutna modlitwa Jezusiczku, Panie miłosierny. Muzyka gra na uczuciach. Kiedy Jagna po wyjściu na środek sceny, mówi łamiącym się głosem: „żyją kiej dziedzice. Takim to dobrze. Po pokoju chodzą. W cieple siadają. Na kanapach się wylegują. A ludzie na nich robią” – w widzu może to budzić skojarzenia z całą sentymentalną tradycją, z tekstami Karpińskiego, Koźmiana, Bogusławskiego zwracającymi uwagę na krzywdy uciskanych chłopów. A ludzie niech na mnie robią! – wyśpiewuje Jagna marzenie niejednego człowieka bez względu, w jakich by żył czasach.
Czy tę historię można jednak nazwać dekadencką? Z jednej strony mamy Jagnę – jednostkę wyróżniającą się z tłumu, niepasującą do środowiska, która wyrokiem gromady zostaje wypędzona z wioski. Mamy ponoszącego klęskę Borynę i ostatecznie zrezygnowanego Antka. Z drugiej zaś strony w tym świecie po zimie zawsze przychodzi wiosna – a to już daje jakąś nadzieję.
Karolina Trębacz, odgrywająca rolę Jagny, mówiła w jednym z wywiadów, że spektakl jest bardzo prosty w odbiorze, żywy, kolorowy… jest miłość, są zdrady. Prawdę powiedziawszy, dopiero po obejrzeniu i wysłuchaniu gdyńskiego spektaklu naprawdę doceniłem rolę Reymonta w światowej literaturze i nabrałem ochoty, by powrócić do porzuconej dawno i już zakurzonej powieści – zaszufladkowanej jako jedna z nudnych szkolnych lektur. Dopracowana scenografia i stroje, wspaniała muzyka, utalentowani aktorzy i opowieść nagrodzona literackim Noblem – to wszystko złożyło się na spektakl, który zajął już ważne miejsce w historii polskiego musicalu.
Jeszcze tylko jedna sprawa. W recenzjach odnaleźć można porównanie do Nędzników – z rewolucją i serią nieszczęśliwych miłości na scenie. Porównanie zdaje się trafne, ale sformułowane w taki sposób, że umniejsza znaczenie gdyńskich Chłopów. Mówienie o nich jako polskich Nędznikach gryzie się raczej z komentarzem Wojciecha Kościelniaka, jaki można odnaleźć na stronie teatru: „Żyjemy w czasach, gdy narody szukają swojej odrębności, my też zaczynamy chwalić się tym, co jest nasze i niepowtarzalne”.
Byliśmy w Muzycznym, widzieliśmy Chłopów – dokładnie dziewięć miesięcy po ich premierze w zmodernizowanym budynku teatru. Wybierzcie się kiedyś do Gdyni, ludzie kochane! Zobaczycie współczesną Polskę w ludowym stroju sprzed wieku. Zobaczycie siebie.

Teatr Muzyczny im. D. Baduszkowej w Gdyni
Chłopi Reymonta
Reżyseria i adaptacja: Wojciech Kościelniak
Muzyka i kierownictwo muzyczne: Piotr Dziubek
Teksty piosenek: Rafał Dziwisz
Scenografia i animacje: Damian Styrna
Choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
Kostiumy: Katarzyna Paciorek



Kamil Mikietyński