piątek, 20 czerwca 2014

Muzyka gra na uczuciach

Po ciężkim przedsesyjnym tygodniu, gdy dzień się już był wyniósł dawno, a słońce świeciło wesołe i palące, postanowiliśmy wybrać się nad morze.
Gdynia. Pół godziny do spektaklu. Niektórzy pobiegli na plażę, żeby zrobić parę zdjęć. Tłum przed wejściem. Odebraliśmy swoje bilety, posłuchaliśmy narzekań paru osób na wylosowane przez siebie miejsca na widowni i wspiąwszy się po schodach, usiedliśmy na balkonie.
Na czarnej scenie leżało kilkanaście białych worków. Zgasły światła. Rozbrzmiała muzyka. Zza kulis wybiegli chłopi, załadowali worki na wozy, gdzieś je zwieźli i zaczęli tańczyć i śpiewać.
Przed naszą gdyńską wyprawą, trudno mi było wyobrazić sobie, w jaki sposób czterotomową powieść, którą w liceum męczyło się przez kilka miesięcy i najczęściej rezygnowało w połowie Jesieni, można było przerobić na porywający musical. Jak jednak pisał reżyser spektaklu, Wojciech Kościelniak: „powieść Chłopi aż kipi od polskiej wspaniałej ludowej muzyki. Mieni się kolorami barwnych kostiumów i fantastycznych tańców”. Teraz wydaje mi się to oczywiste. Z tekstu Reymonta wydobyto to wszystko i przeniesiono na scenę z prawdziwym mistrzostwem. Wiele fragmentów wpada w ucho, zapamiętuje się je, a po powrocie z teatru ma ochotę wysłuchać jeszcze przynajmniej parę razy z nagrań umieszczonych w Internecie.
Chłopi Reymonta to dokument socjologiczny, ale także znakomite studium psychologiczne. Porządek życia lipeckich chłopów wyznaczają natura i religia. Najważniejszą osobą we wsi zdaje się nie dziedzic, nie wójt ani nawet nie Boryna – tylko ksiądz przechadzający się po całej scenie, napominający swoich parafian i gromiący ich z trochę groteskowo wyglądającej ambony na kółkach.
Weselno-jarmarczny, sentymentalny, w końcu także dekadencki – tak można by w skrócie określić gdyńskich Chłopów. Skoczne ludowe tańce mieszają się tu z ciężką pracą, weselny przepych z żebraczą biedą. Po spokojnym Cicho… ciepło… sennie pojawia się żywe Na jarmarku w Tymowie, a później jeszcze smutna modlitwa Jezusiczku, Panie miłosierny. Muzyka gra na uczuciach. Kiedy Jagna po wyjściu na środek sceny, mówi łamiącym się głosem: „żyją kiej dziedzice. Takim to dobrze. Po pokoju chodzą. W cieple siadają. Na kanapach się wylegują. A ludzie na nich robią” – w widzu może to budzić skojarzenia z całą sentymentalną tradycją, z tekstami Karpińskiego, Koźmiana, Bogusławskiego zwracającymi uwagę na krzywdy uciskanych chłopów. A ludzie niech na mnie robią! – wyśpiewuje Jagna marzenie niejednego człowieka bez względu, w jakich by żył czasach.
Czy tę historię można jednak nazwać dekadencką? Z jednej strony mamy Jagnę – jednostkę wyróżniającą się z tłumu, niepasującą do środowiska, która wyrokiem gromady zostaje wypędzona z wioski. Mamy ponoszącego klęskę Borynę i ostatecznie zrezygnowanego Antka. Z drugiej zaś strony w tym świecie po zimie zawsze przychodzi wiosna – a to już daje jakąś nadzieję.
Karolina Trębacz, odgrywająca rolę Jagny, mówiła w jednym z wywiadów, że spektakl jest bardzo prosty w odbiorze, żywy, kolorowy… jest miłość, są zdrady. Prawdę powiedziawszy, dopiero po obejrzeniu i wysłuchaniu gdyńskiego spektaklu naprawdę doceniłem rolę Reymonta w światowej literaturze i nabrałem ochoty, by powrócić do porzuconej dawno i już zakurzonej powieści – zaszufladkowanej jako jedna z nudnych szkolnych lektur. Dopracowana scenografia i stroje, wspaniała muzyka, utalentowani aktorzy i opowieść nagrodzona literackim Noblem – to wszystko złożyło się na spektakl, który zajął już ważne miejsce w historii polskiego musicalu.
Jeszcze tylko jedna sprawa. W recenzjach odnaleźć można porównanie do Nędzników – z rewolucją i serią nieszczęśliwych miłości na scenie. Porównanie zdaje się trafne, ale sformułowane w taki sposób, że umniejsza znaczenie gdyńskich Chłopów. Mówienie o nich jako polskich Nędznikach gryzie się raczej z komentarzem Wojciecha Kościelniaka, jaki można odnaleźć na stronie teatru: „Żyjemy w czasach, gdy narody szukają swojej odrębności, my też zaczynamy chwalić się tym, co jest nasze i niepowtarzalne”.
Byliśmy w Muzycznym, widzieliśmy Chłopów – dokładnie dziewięć miesięcy po ich premierze w zmodernizowanym budynku teatru. Wybierzcie się kiedyś do Gdyni, ludzie kochane! Zobaczycie współczesną Polskę w ludowym stroju sprzed wieku. Zobaczycie siebie.

Teatr Muzyczny im. D. Baduszkowej w Gdyni
Chłopi Reymonta
Reżyseria i adaptacja: Wojciech Kościelniak
Muzyka i kierownictwo muzyczne: Piotr Dziubek
Teksty piosenek: Rafał Dziwisz
Scenografia i animacje: Damian Styrna
Choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
Kostiumy: Katarzyna Paciorek



Kamil Mikietyński


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz