Po ciężkim
przedsesyjnym tygodniu, gdy dzień się już był wyniósł dawno, a słońce świeciło
wesołe i palące, postanowiliśmy wybrać się nad morze.
Gdynia. Pół godziny
do spektaklu. Niektórzy pobiegli na plażę, żeby zrobić parę zdjęć. Tłum przed
wejściem. Odebraliśmy swoje bilety, posłuchaliśmy narzekań paru osób na
wylosowane przez siebie miejsca na widowni i wspiąwszy się po schodach,
usiedliśmy na balkonie.
Na czarnej scenie
leżało kilkanaście białych worków. Zgasły światła. Rozbrzmiała muzyka. Zza
kulis wybiegli chłopi, załadowali worki na wozy, gdzieś je zwieźli i zaczęli
tańczyć i śpiewać.
Przed naszą gdyńską
wyprawą, trudno mi było wyobrazić sobie, w jaki sposób czterotomową powieść,
którą w liceum męczyło się przez kilka miesięcy i najczęściej rezygnowało w
połowie Jesieni, można było przerobić
na porywający musical. Jak jednak pisał reżyser spektaklu, Wojciech
Kościelniak: „powieść Chłopi aż kipi
od polskiej wspaniałej ludowej muzyki. Mieni się kolorami barwnych kostiumów i
fantastycznych tańców”. Teraz wydaje mi się to oczywiste. Z tekstu Reymonta
wydobyto to wszystko i przeniesiono na scenę z prawdziwym mistrzostwem. Wiele
fragmentów wpada w ucho, zapamiętuje się je, a po powrocie z teatru ma ochotę
wysłuchać jeszcze przynajmniej parę razy z nagrań umieszczonych w Internecie.
Chłopi Reymonta to dokument socjologiczny, ale
także znakomite studium psychologiczne. Porządek życia lipeckich chłopów
wyznaczają natura i religia. Najważniejszą osobą we wsi zdaje się nie dziedzic,
nie wójt ani nawet nie Boryna – tylko ksiądz przechadzający się po całej
scenie, napominający swoich parafian i gromiący ich z trochę groteskowo wyglądającej
ambony na kółkach.
Weselno-jarmarczny,
sentymentalny, w końcu także dekadencki – tak można by w skrócie określić
gdyńskich Chłopów. Skoczne ludowe
tańce mieszają się tu z ciężką pracą, weselny przepych z żebraczą biedą. Po
spokojnym Cicho… ciepło… sennie
pojawia się żywe Na jarmarku w Tymowie,
a później jeszcze smutna modlitwa Jezusiczku,
Panie miłosierny. Muzyka gra na uczuciach. Kiedy Jagna po wyjściu na środek
sceny, mówi łamiącym się głosem: „żyją kiej dziedzice. Takim to dobrze. Po
pokoju chodzą. W cieple siadają. Na kanapach się wylegują. A ludzie na nich
robią” – w widzu może to budzić skojarzenia z całą sentymentalną tradycją, z
tekstami Karpińskiego, Koźmiana, Bogusławskiego zwracającymi uwagę na krzywdy
uciskanych chłopów. A ludzie niech na
mnie robią! – wyśpiewuje Jagna marzenie niejednego człowieka bez względu, w
jakich by żył czasach.
Czy tę historię można
jednak nazwać dekadencką? Z jednej strony mamy Jagnę – jednostkę wyróżniającą
się z tłumu, niepasującą do środowiska, która wyrokiem gromady zostaje
wypędzona z wioski. Mamy ponoszącego klęskę Borynę i ostatecznie zrezygnowanego
Antka. Z drugiej zaś strony w tym świecie po zimie zawsze przychodzi wiosna – a
to już daje jakąś nadzieję.
Karolina Trębacz,
odgrywająca rolę Jagny, mówiła w jednym z wywiadów, że spektakl jest bardzo
prosty w odbiorze, żywy, kolorowy… jest miłość, są zdrady. Prawdę
powiedziawszy, dopiero po obejrzeniu i wysłuchaniu gdyńskiego spektaklu
naprawdę doceniłem rolę Reymonta w światowej literaturze i nabrałem ochoty, by
powrócić do porzuconej dawno i już zakurzonej powieści – zaszufladkowanej jako
jedna z nudnych szkolnych lektur. Dopracowana scenografia i stroje, wspaniała
muzyka, utalentowani aktorzy i opowieść nagrodzona literackim Noblem – to
wszystko złożyło się na spektakl, który zajął już ważne miejsce w historii
polskiego musicalu.
Jeszcze tylko jedna sprawa.
W recenzjach odnaleźć można porównanie do Nędzników
– z rewolucją i serią nieszczęśliwych miłości na scenie. Porównanie zdaje się
trafne, ale sformułowane w taki sposób, że umniejsza znaczenie gdyńskich Chłopów. Mówienie o nich jako polskich Nędznikach gryzie się raczej z
komentarzem Wojciecha Kościelniaka, jaki można odnaleźć na stronie teatru: „Żyjemy
w czasach, gdy narody szukają swojej odrębności, my też zaczynamy chwalić się
tym, co jest nasze i niepowtarzalne”.
Byliśmy w Muzycznym,
widzieliśmy Chłopów – dokładnie
dziewięć miesięcy po ich premierze w zmodernizowanym budynku teatru. Wybierzcie
się kiedyś do Gdyni, ludzie kochane! Zobaczycie współczesną Polskę w ludowym
stroju sprzed wieku. Zobaczycie siebie.
Teatr Muzyczny im. D. Baduszkowej w Gdyni
Chłopi Reymonta
Reżyseria i adaptacja: Wojciech Kościelniak
Muzyka i kierownictwo muzyczne: Piotr Dziubek
Teksty piosenek: Rafał Dziwisz
Scenografia i animacje: Damian Styrna
Choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
Kostiumy: Katarzyna Paciorek
Kamil Mikietyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz